Witam!
Panie i Panowie, odkopuję starego kotleta, aczkolwiek swojego, więc chyba wolno. Mineło spoooro czasu od ostatniej naprawy naszego Sreberka i czas wrócić nieco do tematu. Jestem w chwili obecnej lekko poirytowany całością sytuacji, więc nie wiem co i jak opisać, by było przejrzyście jednocześnie niczego nie pomijając.
Może od początku. Od naprawy w 2011 auto jeździło bez większych komplikacji. Jakiś termostat, akumulator. Nastał rok 2015, kilometrów na liczniku przybyło całkiem sporo i przyszedł czas wymiany rozrządu. Przy okazji postanowiłem wyminić sprzęgło (mimo iż stare jeszcze jako tako działało) i komplet amorków (jakiś czas wcześniej wymieniony komplet 4 sprężyn). Szukałem mechanika długo, bo w Olsztynie jestem stosunkowo
nowy. Znalazłem, kupiłem niektóre części samodzielnie i oddałem auto z decyzją, że silnik do całej imprezy zostanie wyjęty, aby wszystko zrobić porządnie.
Po otwarciu silnika/pokrywy rozrządu... KAMBODŻA. Wałki rozrządu pozacierane. Jednej lub dwóch nie było wcale, kilka wytartych do połowy, kilka lekko i kilka nietkniętych. W misce
szlamu osiem kilo. Ogólnie masakra. Mechanik oznajmił, że silnik do kompletnego remontu. Nie przepadam za druciarstwem, ale na nadmiar kasy również nie narzekam. W silniku zrobiono co następuje:
- Kupiona używana kompletna głowica w stanie naprawdę dobrym (wałki i krzywki jak z fabryki), oddana do serwisu i zrobiona (poza wymianą popychaczy)
- Wymienione wszystkie panewki. O ile dobrze pamiętam wał był szlifowany.
- Wymienione pierścienie (+ tłoki do szlifowania/polerowania).
- Wymieniona pompa oleju na używaną, ale bez najmniejszego luzu. Pompa zdjęta z mojego silnika był już rozklekotana.
- Wymienione chyba wszystkie możliwe uszczelki.
- Wymieniony wysprzęglik i oczywiście sprzęgło.
- Naprawione zerwane niektóre gwinty.
Cała impreza trwała 3 miesiące. Mechanior się nie śpieszył, dorwanie samej pompy oleju trwało prawie 3 tygodnie... Mordor. Silnik złożony bardzo skrupulatnie, wyczyszczony, wypłukany, w moim mniemaniu naprawiający momentami
spuszczał się nad nim aż za bardzo

Przyjąłem to raczej ze spokojem, odwiedzałem go często po pracy i widziałem jak robota idzie (lub stoi). Całość została złożona, silnik pracował jak marzenie. Aha, zalany olej to Motul 10W40
Polecenie od mechaniora przy odbiorze:
- od 1000 do 2000 kilometrów tylko na Pb95
- po 5k km wymiana oleju (zalecany jakiś markowy, np Motul, dalej 10W40)
- zalecana wymiana świec (zaplanowałem razem z olejem po 5k)
- LPG wyregulować przed pierwszym użyciem.
No to jedziemy! Jest gitara, pełne zadowolenie pomimo ładnych kilku tysięcy złotych zainwestowanych w cały interes. Przecież to nasza Włoszka! Musi działać prawda? Na Pb95 wyjeżdżone ok 2,5k km. Regulacja LPG u człowieka, który ją instalował (innemu dotknąć nie dam) przebiegła bez problemu. Przy przebiegu ok 3,3k km wybrałem się do Monachium na targi pojazdów elektrycznych. Silnik zrobiony, zawiecha zrobiona, więc czemu niet? Po powrocie miało być jak w mordę lekko ponad 5k km przebiegu.
Pierwszy niesmak poczułem na autobanie we wspomnianym Monachium. Lybra po wysprzęgleniu zgasła. Myślałem, że zajęty rozmową zamuliłem silnik (hamuję nim, jeżeli tylko jest taka opcja/możliwość). Niestety okazało się, że silnik chętnie gaśnie już przy każdym następnym wysprzęgleniu. Obroty falują w przedziale od jałowych w dół, aż do zgaśnięcia. To Ci jaja myślę... Przepustnica albo jakiś krokowy? No nic, wróciliśmy jakoś do PL, dotoczyłem się i do Olsztyna walcząc na każdym zajsranym skrzyżowaniu/świałach. Po dotarciu na miejsce stwierdziłem również lekkie stukanie w silniku - znowu jeden z popychaczy?
Auta nie ruszałem do chwili oddania do tego samego mechanika w zeszły poniedziałek. Zdiagnozowany błąd P0221 (chyba dobrze pamiętam), więc coś z potencjometrem gazu. Trzeba szukać jakiejś instrukcji serwisowej, aby zobaczyć jak to ustrojstwo jest sparametryzowane, by pomierzyć na początek to i owo. Wtorek. Rano dzwoni mechanik i mówi, że nie jest dobrze.
Krzywki na wałku wydechowym ulegają degradacji. Po przejechaniu 5000km od remontu silnika?! Prawie spadłem z krzesła. Zainwestowałem prawie równowartość drugiego używanego auta i znowu zonk? Mieliście kiedyś ciemność przed oczami w środku dnia? Nieprzyjemne uczucie
Po pracy uderzam do mechanika i już lekko bez emocji oglądam wałek. Jest źle na garach 4 i 5 (licząc od kół zębatych rozrządu). Jednej z krzywek na garnku 5 nie ma wcale. Natomiast na garnku 4 jedna z krzywek zjedzona w 30-40%? Jak to możliwe, że zasilane z tego samego źródła, wyciera się tylko jedna? Jak to możliwe, że w ogóle się wyciera?!
I teraz pytnie do Was. Niech mi ktoś logicznie wytłumaczy, jakim cudem taka faza, bo nie ogarniam ani ja, ani mój - dotąd pewny siebie - mechanik. Patrzył i nie wierzył. Znowu garść opiłków w silniku. Wszędzie.
Zmęczyło mnie to już bardzo bardzo. Kurde chciałem progi robić jeszcze w tym roku albo na wiosnę, bo naprawdę lubię to auto, które do dziś dnia robi wrażenie na wszystkich, którzy mieli okazję się nim przejechać

Sam byłem w szoku, że po przejechaniu 1200km bez przerwy, ani razu dupsko mnie nawet nie zaswędziało dając znać, że czas na przerwę. Pełen komfort, sama radość z jazdy. Pod warunkiem, że działa...
Wstawię fotki pacjenta, gdy tylko przeloguję się na tapatalk, gdyż łatwiej takie wypracowanie urodzić na standardowej klawiaturze.
